Papusza
Bronisława Wajs, znana jako Papusza to polska Cyganka, która jest najbardziej znaną romską poetką na świecie. Jest prekursorką, ponieważ była pierwszym piśmiennym wieszczem w historii tego narodu! Kochała Polskę, jej ziemię i język. Urodziła się w taborze, nie miała możliwości uczęszczać do szkoły, a czytać nauczyła się sama, podpatrując dzieci w wiejskich klasach przez okno. Zaczęła od poezji romskiej, ale jej najczystsze, najbardziej rozdzierające teksty powstały po polsku. Pisała o Polsce – tej prawdziwej, którą się czuje nogami i oczami. O ziemi pachnącej deszczem, o rzekach wijących się przez pola, o dymie z ogniska i niebie, które nie zna granic. Jej wiersze to zapis wędrowania – nie po mapie, ale po krajobrazie.
Papusza dorastała w Polsce, ale nie w państwie, które cokolwiek jej oferowało. Urodziła się w wędrownym taborze, w czasach, gdy nikt nie myślał o edukacji dla takich jak ona. Kiedy była nastolatką, wybuchła wojna. Przeżyła ją na marginesie — bez ochrony, bez dostępu do pomocy, bez praw. Po wojnie też nie dostała od Polski wiele: ani statusu, ani stabilności, ani miejsca, gdzie mogłaby spokojnie tworzyć. A mimo to — pisała o Polsce z czułością. Nie dlatego, że była to ojczyzna idealna, ale dlatego, że była to jej Polska. Tylko tyle — i aż tyle.
Ali
August Agboola Browne, pseudonim „Ali”, był czarnoskórym muzykiem jazzowym z Nigerii. Do Polski przyjechał w latach 20. XX wieku. Pracował w Warszawie, mówił płynnie po polsku, założył tu rodzinę. Kiedy wybuchła wojna, nie wyjechał. Zamiast tego poszedł do konspiracji. W 1944 roku walczył w Powstaniu Warszawskim w zgrupowaniu „Kryska” na Czerniakowie. To, że był jedynym znanym czarnoskórym żołnierzem powstania, nie było dla niego istotne. Dla niego ważna była Warszawa, ludzie, z którymi dzielił kule i śmierć. Po wojnie został. Nie afiszował się swoim bohaterstwem, ale kiedy dzisiaj ogląda się jego zdjęcie – brodaty, ciemnoskóry mężczyzna w polskim mundurze – trudno nie poczuć wzruszenia. Ten człowiek nie musiał walczyć o Polskę. A jednak to zrobił.
Tatarzy
Tatarzy walczyli za Polskę od wieków. Zasiedlili wschodnie rubieże Rzeczypospolitej jeszcze w średniowieczu, ale nigdy nie byli tylko „gośćmi”. Walczyli pod Grunwaldem, w powstaniach, z bolszewikami, w kampanii wrześniowej. Byli muzułmanami, mówili po tatarsku, nosili inne nazwiska, ale czuli się częścią tej ziemi. W II RP istniał nawet tatarski szwadron kawalerii. Wśród nich byli i tacy, którzy ginęli z „Orzełkiem” na czapce, modląc się do Allaha. Kiedy dziś odwiedza się Kruszyniany albo Bohoniki, czuć tam coś bardzo polskiego – ale też innego, jakby zapomnianego. Polskość, która nie musi być ciasna. Tatarzy byli inni, ale zawsze po naszej stronie. Bez wahania.
Sołtys Görtz
Pierwszego września 1939 r. moja babcia miała osiem lat. Wraz z rodziną i niezliczonymi
masami Polaków, tego dnia rzuciła się do ucieczki z rodzinnego Korytowa w powiecie
świeckim w stronę Warszawy. Po dramatycznej tułaczce w korowodzie uchodźców, zostali
zawróceni ze stolicy, gdyż nie było już tam miejsca na schronienie. Po wyczerpującej
podróży ponad pół tysiąca kilometrów konnym powozem, dom w Korytowie zastali zajęty
przez niemiecką rodzinę, którą od lat znali, bo miejscowość nie była duża. Jednak wielu
Niemców nagle coś opętało. Nie byli to już ci sami ludzie.
Pomimo, że rodzina mojej babci była zmęczona, wygłodzona i z małymi dziećmi,
niemieccy sąsiedzi, którzy zajęli ich dom, nie wpuścili ich do środka; nie podali nawet
szklanki wody. Ojciec babci udał się do sołtysa, którym okazał się być nijaki Görtz. Już
wtedy, w pierwszych dniach wojny, pomógł im odzyskać dach nad głową, wypędzając
swoich rodaków z domu, który sobie przywłaszczyli.
Görtz pomagał wszystkim Polakom w czym tylko mógł, kładąc codziennie na szali życie
swoje i swojej rodziny. Ostrzegał też przed wywózką, czym uratował niezliczoną ilość
ludzi, również moich przodków, którzy wielokrotnie w latach 1940-1942, ostrzeżeni przez
niemieckiego sołtysa, uciekali z domu.
W 1944, po przegranej wojnie, mało jaki Niemiec decydował się zostać w Polsce.
Zostawali tylko ci, którzy mieli czyste sumienie. Germanie ze Skarlina – wg relacji mojego
dziadka, który wówczas tam mieszkał – uciekli wszyscy.
Czyste sumienie miał Görtz, który wiedział, że nie zrobił nic złego, a wręcz uczynił wiele
dobrego. Wiedział, że każdy Polak o tym zaświadczy. Kochał Polaków ponad swój naród,
służąc nam kosztem niemieckiego interesu. A może kochał Niemcy i chciał swoim
postępowaniem ratować gwałcony przez nazistów honor swojej nacji? Wybrał Polskę,
gdzie chciał zostać pośród Polaków na dobre i na złe.
– Pierwsi Ruscy już byli u nas, to był pierwszy front – powiedziała babcia. – Wszystkich
jeńców zegnali do stodoły za wioską, zabarykadowali i żywcem spalili.
– Ruscy to zrobili – wtrącił dziadek.
– Żołnierze? – uściśliłem.
– No, tacy „żołnierze”, hołota.
– A samego sołtysa jak zabili?
– Kulką – stwierdziła krótko babcia.
– Jakoś oficjalnie, na placu?
– Gdzie tam, strzelili i już – wyjaśnił dziadek.
– Zamordowali – potwierdziła babcia. – Nikt wtedy nic nie mógł powiedzieć, bo jakbyś
poszedł i powiedział, że to był dobry Niemiec, to by ciebie też zastrzelili – dodała z żalem.
– Żona jego mówiła po polsku, on nic – kontynuowała.
– Jak się nazywał?
– Görtz.
Poprzednie kazanko
Następne kazanko
Co o tym myślisz?
Jeśli spodobał Ci się ten referat i pobudził Cię do przemyśleń, podziel się tym w komentarzu lub pisząc do mnie. Jeśli dzięki temu artykułowi udało Ci się spojrzeć na tą kwestię z innej perspektywy to spełnił on zamierzony cel. Jeśli po lekturze skłaniasz się do zmiany swoich poglądów lub utwierdziłeś się w swoich przemyśleniach, które są sprzeczne z moimi to również chwała Bogu. Pomóż i mi znaleźć prawdę, dzieląc się ze mną i innymi czytelnikami swoimi argumentami na ten temat.
Aby zostawić komenta lub odpowiedzieć,
zarejestruj swoją ksywę lub zaloguj się.