Rok 2015…
Ochrzcić dałem się 9 lat temu w Wejherowie. Po chrzcie przeprowadziłem się do Berlina, a po 6 latach wróciłem do Gdyni. Odświeżyłem swoją społeczność ze zborem w Wejherowie, jednak stwierdziłem, że pomimo mijających lat, nie potrafię budować bliskich relacji z żadnym z braci. Zdecydowałem się poszukać innej społeczności.
Jako, że Bóg nawrócił mnie na wydarzeniu organizowanym przez Reformowany Kościół Ewangelicki w Szwajcarii, udałem się do podobnie nazwanego kościoła w Gdańsku. Okazało się, że ten zbór nie ma z tamtym szwajcarskim Kościołem Ewangelicko-Reformowanym nic wspólnego, ale to nic. Generalnie moja społeczność w Gdańsku rozwijała się obiecująco, do czasu, kiedy Paweł, pastor, stwierdził, że ja i moja żona jesteśmy wszetecznikami, ponieważ nasze małżeństwo nie jest małżeństwem. Zostałem poproszony, by nie przystępować do komunii i w zasadzie możliwość dalszego budowania społeczności się skończyła.
Choć o swoim małżeństwie opowiedziałem „na dzień dobry”, Paweł zdecydował się „podziękować mi” dopiero po 10 miesiącach. Jest to dla mnie emocjonalne tsunami, bo zżyłem się z tymi ludźmi. Obecnie poszukuję społeczności chrześcijan, dla których nie jestem wszetecznikiem. Nie chodzi o to, że szukam społeczności, która przymknie oko na moje grzechy. Uważam, że nazywanie nas wszetecznikami jest grubą przesadą. Nie mniej jednak moja sytuacja jest skomplikowana.
Ślub kościelny
W 2012 roku wziąłem ślub z Darią w kościele katolickim, bo byłem katolikiem. Zdecydowałem się na ślub niekonkordatowy, bo gwarantował mi lepsze możliwości cywilno-prawne (brak skutków cywilno-prawnych). Uważam jednak, że małżeństwo to było prawdziwe. Było…
Moje małżeństwo z Darią zawsze było dość ekstremalne, jednak dopiero po wyjeździe do Berlina, blisko po 8 latach wspólnego życia, Daria stwierdziła, że nigdy nie byliśmy małżeństwem. Raz był u nas nowo poznany znajomy i Daria powiedziała mu, że nie jest moją żoną. Pokazałem wówczas nasze zdjęcie ze ślubu. Wówczas stwierdziła, że zmusiłem ją do ślubu. Mijały miesiące, lata. Choć zdradzała mnie, nie traciłem nadziei, że moje małżeństwo przetrwa. Wyrzuciła mnie z domu, przemocą.
Tutaj zaznaczę, że żyjąc w Berlinie nie udało mi się nawiązać głębszej społeczności z żadnym zborem, ze względu na barierę językową. Przed wyjazdem założyłem, że zdecydowanie szybciej nauczę się niemieckiego. Kiedy zorientowałem się, że na poziom językowy potrzebny do poruszania głębszych tematów przyjdzie mi jeszcze poczekać lata, zdecydowałem się na społeczność z kościołem Adwentystów, gdyż był to jedyny polskojęzyczny zbór w Berlinie. Społeczność ta jednak była bez sensu. Kochani ludzie, ale to w co wierzą i co głoszą jest mega złe.
Nie miałem więc żadnego bliskiego brata, z kim mógłbym przedyskutować swoje dalsze kroki. Telefonicznie rozmawiałem z Pawłem, pastorem z Wejherowa, ale on stwierdził, że w zasadzie oboje jesteśmy skazani na piekło, jeśli nasze małżeństwo nie przetrwa. Chyba, że resztę życia udałoby mi się spędzić już w samotności. W chwili, kiedy moje małżeństwo się waliło, miałem 28 lat. Paweł głosił dużo poglądów, z którymi nie mogłem się zgodzić, więc szczególnie w takiej kwestii nie był dla mnie wyrocznią.
Rozwód
Gdyby Biblia stwierdzała, że w takiej sytuacji rzeczywiście Bóg rozkazuje mi, bym pozostał sam, pozostał bym sam, ale nie widziałem w Biblii potwierdzenia teorii Pawła, pastora. Widząc, że w Mt 5:32 Jezus daje mi prawo oddalić Darię z powodu wszeteczeństwa, zdecydowałem się z ogromnym bólem i niechęcią, wręczyć jej list rozwodowy. Zrobiłem to w dużej mierze dlatego, że bałem się, że Daria źle się prowadzi, bo dusi się w naszym małżeństwie i miałem nadzieję, że zacznie się po tym szanować. Pomimo usilnych starań z mojej strony, ponad pół roku Daria nie dawała najmniejszej nadziei na to, że kiedykolwiek do mnie wróci. Wcześniej nie współżyliśmy już od około 4 lat. Nie współżyliśmy też chyba ani razu po ślubie, nawet w noc poślubną. Także nie była to jakaś pochopna decyzja. Nasz rozwód poprzedziła też terapia małżeńska (jej namiastka, bo psychoterapeuta, choć dość poważany i nie tani, ostatecznie zdezerterował).
Reanimacja małżeństwa
Tu się moje małżeństwo jeszcze nie skończyło. Jakiś czas po tym wręczeniu listu rozwodowego dowiedziałem się o czymś takim jak choroba afektywna dwubiegunowa. Przez kilka kolejnych miesięcy nakłaniałem Darię, by zbadała się pod tym kątem. Tutaj mógłbym opowiedzieć jeszcze o serii żenujących i bolesnych wydarzeń. M. in. poleciałem do Szkocji, by ją ratować, bo narobiła jakichś dziwnych rzeczy, o których szczegółach jednak nikt nie chciał mi mówić. Ostatecznie przekonała się, że rzeczywiście może być chora i udała się do psychiatry, która stwierdziła, że ewidentnie Daria ma chorobę afektywną dwubiegunową. Udała się po diagnozę jeszcze do dwóch innych psychiatrów i oni również stwierdzili, że cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową.
W obliczu tego, że Daria okazała się być chora, uznałem, że należy dać szansę mojemu małżeństwu ponownie i miałem nadzieję, że leki ustabilizują Darię oraz będzie jak dawniej, kiedy uznawała mnie za męża i wyrażała mi miłość. Przez kolejny rok, może dłużej, bywało jak dawniej, choć współżycia nie było. Kilkanaście razy wracała do mnie i porzucała mnie znienacka, bez jakiejkolwiek przyczyny. Była to dla mnie druzgocąca skakanka emocjonalna. Za każdym razem cieszyłem się, że wraca i naprawdę wierzyłem, że tym razem już zostanie.
Koniec małżeństwa
Pewnego wieczoru siedziałem w Berlinie w kinie na filmie Kler. Puszczali go z napisami. Niespodziewanie Daria zaczęła raz po raz do mnie dzwonić. Pomyślałem, że to coś pilnego i zapytałem o co chodzi. Stwierdziła, że chce do mnie wrócić. Nie wiem co mnie tchnęło, ale moim zdaniem Duch Święty, że akurat tym razem powiedziałem, że porozmawiamy za kilka dni, jak będzie pewna, że to nie kolejny jej kaprys, i że to coś poważnego. Nie chciałem więcej z nią rozmawiać tego wieczoru, bo czułem, że to jakiś kolejny atak tej dwubiegunówki. Dzwonić zaczęła do mnie jej matka, czego nigdy wcześniej nie było. Ona nigdy do mnie nie dzwoniła, nawet z życzeniami. Napisała wiadomość, że Daria tym razem na pewno wróci. Stałem przy swoim i poprosiłem, by mi nie przeszkadzano, ale telefon brzęczał dalej. Po powrocie z kina Daria stała z walizkami pod moim blokiem. Powiedziałem jej, że jeśli nie przestanie mnie nachodzić, zadzwonię na policaj. Dała mi spokój.
Około miesiąc później Daria umówiła się ze mną na rozmowę. Oznajmiła mi, że jest w ciąży. Zarzekała się, że tamtego wieczoru, kiedy byłem w kinie, nic nie wiedziała o ciąży, ale jak można nie wiedzieć, że się uprawiało seks bez gumki? Gdybym pozwolił jej wtedy wrócić, kiedy byłem na Klerze, 9 miesięcy później byłbym ojcem czarnego dziecka, pośmiewiskiem. A ja wtedy bardzo chciałem być ojcem. Moi rodzicie wyczekiwaliby pierwszego wnuka. Możliwe, że w obliczu takiego znieważenia i rozczarowania, popełniłbym samobójstwo. Serio, raczej tak by to się skończyło, tak myślę.
Ale „coś mnie tchnęło”. Gdy Daria powiedziała mi o ciąży, udałem zadowolenie i zapewniłem ją, że wszystko będzie dobrze, aby nie inicjować w niej myśli o aborcji (wówczas nie byłem jej zwolennikiem, dziś niektórzy mnie tak może nazywają). Daria od 5 lat wychowuje swoją córkę wraz z jej ojcem. Nigdy nie przeciwstawiałem Darii przeciwko jej facetowi, a nawet broniłem go, bo już były sytuacje, że Daria chciała go zostawić. Nie wiem, czy w tym temacie się nie mylę, ale sądzę, że lepiej, by byli razem dla dobra dziecka.
Po latach myślę, że miałem prawo się rozstać, gdyż w chwili rozwodu Daria była niewierząca. Jest napisane, że po nawróceniu, jeśli osoba niewierząca chce zostać, to bym jej nie oddalał, ale jeśli chce odejść, to jestem wolny (1 Kor 7:15). Szkoda, że nikt jednak mi tego nigdy nie powiedział, a w tym temacie spotkałem tylko jednego, życzliwego brata, któremu wyszło być raczej moim adwokatem, niż kolejnym prokuratorem. Chwała Bogu za takich ludzi w Kościele.
Jednak to nie jest powód, dla którego gdański pastor uważa, że jestem wszetecznikiem…
Małżeństwo z niechrześcijanką
Nigdy, przenigdy nie słyszałem o tym, że chrześcijanin nie może wiązać się z niechrześcijanką, pomimo, że Biblię czytałem od dechy do dechy kilka razy. O tym, że taki pogląd funkcjonuje w niektórych denominacjach czy zborach, dowiedziałem się niedawno. Już po fakcie, kiedy pojąłem za żonę Olę, która nie jest chrześcijanką. I choć Paweł, (gdański, nie ten wejherowski) pastor, nie uznaje małżeństw mieszanych to wymyślił nazwę dla tego bloga nie z tego powodu, że nie mam z Olą ślubu, ale, że Ola nie jest chrześcijanką.
Jestem więc Wszetecznikiem, bo choć tworzę dojrzały, monogamiczny, heteroseksualny, odpowiedzialny związek małżeński oparty na miłości, zaufaniu i lojalności, który wcale nie jest publicznie niejawny, nigdy nie był sformalizowany w sposób tradycyjny. Podobnie zresztą, jak moje małżeństwo z Darią, bo ślub konkordatowy uznaje się za formę nieformalną związku małżeńskiego (sic!).
Nie, źle mówię… Paweł, pastor z Gdańska machnąłby raczej na ten brak ślubu ręką, gdyby Ola była chrześcijanką. Ale kto jest dziś „prawdziwym chrześcijaninem”? Dla Pawła ja nim nie jestem. Skoro nie jestem chrześcijaninem, czemu nie mogę być z niechrześcijanką?
Podsumowanie
W życiu miałem dwie partnerki seksualne i nigdy nie spałem z osobą, o której nie myślałem, że jest moją żoną. Pomimo to w Polsce nie rzadko nazywany jestem przez braci, bo w Wejherowie też miało to miejsce, wszetecznikiem, a konkretniej, w znaczeniu rozpustnika.
Jeśli w tym wywodzie wybielam się, naginam fakty na swoją korzyść, próbuję wprowadzać w błąd to biada mi. Tak jak napisałem, tak było i tak się ma sytuacja. Przynajmniej tak wierzę, choć tyle lat minęło i tyle się działo, że co nieco mogłem pomieszać.
Ten tekst może wydawać się dość osobisty, ale opisałem swoją historię, ponieważ życie zna setki podobnych wariantów. Na konkretnym przykładzie lepiej zauważyć, że problem jest rzeczywisty, a nawet może powszechny.
Jestem wszetecznikiem
Nie ukrywam, że jestem wszetecznikiem, dlatego przyjąłem ten pobożny eufemizm za swoją ksywkę. Jezus mówi: Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. (Ewangelia Mateusza 5:27-29)
Nie tylko zdarzy mi się pożądliwie spojrzeć na jakąś kobietę, ale i, że tak powiem, spuszczę czasem w sobie napięcie na własną rękę. Unikam takich sytuacji, ale mają miejsce, a Jezus wcale nie wyolbrzymia – jestem cudzołożnikiem. Ani lepszym, ani gorszym od takiego, co w burdelu siedzi. Czy nie podobnie jak każdy jeden chrześcijanin?
W kolejnej części odpowiem na pytanie „Dlaczego nie mam ślubu?„.
Poprzednie kazanko
Następne kazanko
Zwą mnie Wszetecznikiem, bo i jestem tylko zwykłym grzesznikiem, ale staram się być święty, bo i Bóg jest święty.
Pingback: Parabasis - greckie słowo tłumaczone jako grzech - Wszetecznik.pl